Mari ma 29 lat. Jest pozytywna, otwarta na świat. Lubi gotować. Urodziła się i wychowała w Kazachstanie, ale jest Polką. Niestety w jej rodzinie nikt poza nią nie mówi po polsku, polski został w większości zagubiony.
~~~
Krzysztof: Jak to się stało, że Twoja rodzina została zesłana?
Mari: To było w czasach represji, kiedy całą inteligencję wysyłali z państwa… z Polski, z Rosji, Niemiec. Bo inteligencja mogła wpłynąć na politykę i na reżim. Ale nie mogli wtrącić ich do więzienia, bo mieli zbyt wysoki status socjalny. Więc zebrali całą śmietankę Europy i pakowali tych ludzi do wagonów, wysyłali na Syberię. Tak naprawdę wysyłali ich na śmierć, bo tam nikt nie mieszkał. Tam nie dało się mieszkać. Ale przyjechali ludzie, zakładali rodziny, budowali miasta, uniwersytety…
K: Jak w takim razie nauczyłaś się polskiego?
M: Chodziłam do kościoła, byłam w chórze. Dwa razy w tygodniu mieliśmy msze. Raz po polsku, raz po niemiecku. I śpiewaliśmy. Przez te piosenki zaczęłam się uczyć. Później uczyłam się w szkole językowej w Kazachstanie. Przyjeżdżali do nas Polacy i uczyli nas języka. Uczyłam się też sama, byłam zafascynowana. Dostałam w prezencie „Ogniem i mieczem” i mimo że nic nie rozumiałam, to twardo się uczyłam. Później przyjechałam do Polski i przez 10 miesięcy uczyłam się od rana do wieczora, od 8 do 16 codziennie.
K: Sama?
M: Nie, to było organizowane przez polski rząd. Mieliśmy się nauczyć języka, kultury, historii. Wszystko tam było. Metematyka, biologia, chemia. Mieliśmy osiągnąć ten poziom co Polacy, kiedy piszą maturę. Potem były egzaminy i dopiero po tych egzaminach decydowali czy możesz iść na polską uczelnię i studiować w języku polskim. Z historią miałam najwięcej problemów, ale wszystko zaliczyłam. Potem poszłam na studia i było bardzo, bardzo ciężko. Mój język mówiony był dobry, ale książki musiałam czytać ze słownikiem. Wylądowałam w Szczecinie i dookoła siebie miałam samych Polaków, to była fajna rzecz.

K: Dlaczego zdecydowałaś się przyjechać do Polski?
M: Miałam ten pomysł, że Polska to ziemia obiecana. Przodkowie, korzenie, tradycje… U mnie w rodzinie tradycje polskie zbytnio się nie zachowały. Miałam idée fixe, żeby te tradycje odnowić. Żeby moje dzieci o nich wiedziały. I sama poznać jak to jest naprawdę, bo opowieści o ojczyźnie są nierealne, to tylko wyobrażenia, nawet jeśli jest w nich wiele prawdy.
K: Ile już czasu spędziłaś w Polsce?
M: 10 lat.
K: 10 lat. I po tych dziesięciu latach, co sądzisz o Polsce?
M: Że to jest taki sam kraj jak każdy inny. Że ziemia obiecana może być wszędzie. Jak pomieszkasz to widzisz realia, minusy, plusy, znasz politykę, ludzi, specyfikę narodowości, wiesz co możesz spotkać.
K: Czy zauważyłaś, że coś łączy Polaków? Mamy jakieś wspólne cechy, które można zaobserwować?
M: Tak. Polaków może złączyć tylko wojna, tylko coś złego. Kiedyś się dowiedziałam, że „Polak Polakowi wilkiem” i nie mogłam tego zrozumieć. Kiedy poznałam Polaków byłam w szoku. Dobrze kiedy ci ludzie tylko się do siebie nie odzywają. W momencie kiedy zaczynają sobie robić pod górkę, to jest najgorsze. To jest dla mnie najsłabsza polska cecha.
K: Czy uważasz się za Polaka?
M: Genetycznie jestem Polką (śmiech). A mentalnie powiedziałabym, że jestem dzidzią świata. Mieszkałam w wielu krajach: Chorwacji, Polsce, w Stanach. Dokładnie wiem z czego mogę wybierać. Zaczynasz patrzeć, że można zrobić tak i tak, a nie tylko tak. Im więcej poznajesz ludzi i kultur, tym bardziej jesteś wolny. Masz szerszą perspektywę. Mieszkając w tych wszystkich państwach dochodzę do wniosku, że ludzie są wszędzie tacy sami, mają takie same problemy, przeżywają te same uczucia… wszędzie są zmiany, praca, wszędzie robią Cię w konia. Mają tylko trochę inne podejście, na przykład do rodziny. W Azji żyje się bardzo grupowo, w Europie indywidualnie. Może nie w Polsce, Polska jest jakby pomiędzy. Ludzie trzymają się jeszcze razem. Tradycja tradycją, ale pomaga też państwo, cały ten system. Nie zobaczysz tego w Szwecji, Niemczech. W niewielu państwach da się zauważyć takie więzi rodzinne.

K: Znasz już tyle krajów, różnych kultur. Czy w przyszłości widzisz się w jakimś konkretnym miejscu?
M: Dla mnie jest ważne z kim, nieważne gdzie. Ja mogę mieszkać wszędzie. Do Chorwacji trafiłam, bo mój chłopak bardzo chciał tu przyjechać.
K: Gdybyś jednak mogła wybrać jakieś konkretne miejsce na ziemi, gdzie byś trafiła?
M: Pojechałabym tam, gdzie jest dla mnie praca. Tam gdzie mogłabym robić to, co lubię. To dla mnie najważniejszy czynnik. Oprócz tego nie lubię wielkich miast, więcej niż 7 czy 8 milionów ludzi to już jest dla mnie za dużo. Ale też nie dałabym rady mieszkać w takich Słubicach. Co robić w Słubicach? Potrzebuję opery, kina, żeby były jakieś fajne knajpy, żeby coś się działo. Po dwóch dniach w małej miejscowości mam już dosyć.
K: Wspomniałaś, że nie ważne gdzie, ale żebyś mogła robić to, co lubisz. Więc – co lubisz?
M: Lubię pracować z ludźmi, uwielbiam. Zabija mnie praca papierowa, wykańcza. Lubię wykładać, uczyć. Dużo pracuję w HR. Pomagam w migracji, tłumaczę różnice kulturowe… kulturowe różnice w biznesie, to uwielbiam. W biznesie musisz znać kulturę, żeby się dobrze zaprezentować.
K: Gdybyś mogła przekazać innym jakąś myśl, co by to było?
M: Ja wierzę w ludzi, karmę i recycling. Przetwarzanie śmieci. Myślcie o tym, że ktoś później będzie mieszkał w tym samym miejscu. Wciąż ludzie tego mało pilnują. Uważam też, że trzeba się kochać. Miłość, miłość w życiu jest potrzebna.


~Krzysztof K.