NICZYM W RAJU, CZYLI TRZY DOBY W SERBII

Najbardziej boli świadomość, że jedna z największych przygód skończy się za niespełna trzy miesiące. Z drugiej strony jednak, nic nie mobilizuje tak mocno jak zawzięcie uciekający czas. Nie rozglądasz się wtedy za dodatkowymi motywami. Po prostu podejmujesz decyzje, smakujesz adrenaliny i działasz.

Dlatego właśnie jeden z naszych listopadowych wieczorów potoczył się inaczej niż zwykle…

Czwartek, 23:30 | Piżamy, czarna kawa i książki – czyli ciąg dalszy nauki (do samego rana oczywiście!). Miła odmiana – odwiedza nas sąsiad, by pożegnać się przed wyjazdem na kongres turystyki w Serbii. W ramach żartu rzuca lekko: „Jesteście pewne, że z nami nie jedziecie?”. Magda podejmuje temat i pyta czy faktycznie wciąż mają dwa wolne miejsca. Szybka weryfikacja, telefon do hotelu i cóż…

Odpowiedź twierdząca.

Cisza.

Porozumiewawcze spojrzenie.

– Jedziemy?
– Jedziemy!

Ponowne milczenie…

– Ale serio?
– Tak, ustalone.

Skonsternowany kolega zerka z niedowierzaniem to na jedną, to na drugą: „Dobra. Dziewczyny macie 30 minut.”

00:00 | Szybki mail do wykładowcy z informacją, że nie pojawimy się na dzisiejszym (!) egzaminie o 10:00. Później już tylko maraton po mieszkaniu i paniczne wrzaski z serii: „Którą sukienkę zabierasz? Wrzuć szampon! Najgorzej, nie mamy nic do jedzenia!”

00:15 | 67 Chorwatów i my – dwa ERASMUSY, w drogę!

DSC03079

DSC03082

Serbia przywitała nas w pełnym Słońcu, karmiąc kontrastami od samego początku. Długie kolejki (szczególnie te dla autokarów), przeszywający wzrok celnika (dziwne, choć wiesz, że jesteś „czysty” i tak czujesz się niepewnie) i upragniona pieczątka w paszporcie. Cała ta otoczka sprawia, że przekroczenie granicy to prawdziwa celebracja (właściwie brakuje tylko powitalnego kieliszka z bąbelkami).

Naszym punktem docelowym był Nowy Sad, miasto, które jeszcze 15 lat temu broniło się przed bombardowaniem. Dziś? Staje, a właściwie stanęło na nogi i o dziwo tętni życiem (nawet poza sezonem). Każda z uliczek przepełniona jest małymi, urokliwymi miejscami, w których skosztować można lokalnych smakołyków (a im dalej od deptaka Modene czy Zmaja Jovina, tym zapach coraz intensywniejszy).

DSC03104

DSC03097

DSC03115

DSC03101

DSC03094

DSC03110

DSC03098

DSC03106

DSC03188

DSC03119

DSC03120

DSC03125

Oczywiście, Serbowie podobnie jak Chorwaci nie wyobrażają sobie życia bez burków (piekarnie czynne całą dobę to chyba bałkańska norma ; )).

Jeszcze silniej kuszą ceny. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że tak jak z naszą obecną legitymacją studencką, tak i tutaj spokojnie mogłybyśmy przetrwać bez większych finansowych rozterek. Brak norm UE robi swoje, a Ty czujesz się jak prawdziwy bogacz płacąc za wszystko w tysiącach (przelicznik dinara to prawdziwe wyzwanie ; )).

Spacerując centrum miasta nie sposób zapomnieć w jakim państwie się znajdujesz. Zewsząd przykuwają Twoją uwagę narodowe barwy (na flagi natkniesz się niemal na każdym kroku). Urzekają też liczne okiennice (które kiedyś stanowiły główne miejsce „kibicowania”, czyli nic innego jak sąsiedzkiego plotkowania ; )). Każda z mijanych ścian kryje w sobie ciekawe historie (szczególnie te hotelowe, z królewskimi bohaterami ; )). Jednak mimo wszystko, architektura to element, gdzie wciąż uwidaczniają się odbicia konfliktów sprzed lat. Jej rozbieżności są ogromne – opuszczasz nowoczesny lokal, by ujrzeć przed sobą mur pełen śladów po kulach.

DSC03181

DSC03194

DSC03196

DSC03197

DSC03195

Prawdziwą perłą są natomiast ludzie. Zaryzykujemy stwierdzenia, że ich życzliwość jest chyba jeszcze głębsza niż u Chorwatów. A żeby tego było mało, to nie dość, że Serbowie są piękni wewnątrz to i uroku zewnętrznego wcale im nie brakuje (zazdrość!). Ozdobą Nowego Sadu są niewątpliwie kobiety – modnie ubrane, pięknie umalowane i uczesane. Przez chwilę zastanawiałyśmy się, czy aby nie wylądowałyśmy w Mediolanie czy też innej stolicy mody… Takie wrażenie zrobił na nas ich ubiór!

Nie waż się opuszczać tego gwarnego miasta bez oddania się nocnej zabawie. W klubach, z głośników na pewno nie usłyszysz europejskich hitów. Halo, jesteś w Serbii! Rozkoszuj się więc lokalną muzyką graną na żywo. DJ też ma oczywiście swoje 5 minut, ale wyłącznie w duecie ze skrzypkiem (typowe „uc, uc” i strunowy instrument, ogarniasz?! ; )). Na deser coś dla oka, czyli bar w płomieniach (parzyło!). Ach! I weź pod uwagę, że na Bałkanach tańczy się raczej przy stoliku (słowo „parkiet” jest tu obce).

Złota myśl na koniec? Nie wahaj się! Czym prędzej planuj wyprawę do tego Raju… Aj! To znaczy kraju. : ) Póki nie został jeszcze skażony żadnymi odgórnymi standardami (if you know what we mean ; )).

Ech, Serbia, rajska Serbia. Chcemy wrócić. I wrócimy (a właśnie – może słyszałeś o jakiejś wymianie studenckiej w Belgradzie chociażby?!).

DSC03130

DSC03132

DSC03136

DSC03141

DSC03146

DSC03153

~Magdalena S., Aleksandra N.