Zmagając się z trudami sesji egzaminacyjnej, warto czasem wychylić głowę zza książek i udać się na małą wyprawę. My, jako punkt docelowy, obrałyśmy oddaloną o lekko ponad 100 km, stolicę Słowenii – Lublanę.
Od razu rzuciły nam się w oczy dostrzegalne zewsząd kontrasty, bo chcąc, nie chcąc, z tyłu głowy punktem odniesienia była Warszawa. Ale jak to porównywać? Słowenię zamieszkują zaledwie 2 miliony mieszkańców, Polskę 38 milionów, Lublanę 250 tysięcy, Warszawę milion. Jednak obraz najważniejszego miasta w kraju niesie ze sobą konkretne, określone wizje. Dlatego też stolica Słowenii zaskakiwała nas od samego początku.
Pierwszy uderza spokój. No bo jak to tak? Bez pisków opon? Bez korków? Tutaj masz wrażenie, że nikt się nie spieszy, nie jest poganiany, wszystko porusza się właściwym torem, w odpowiednim czasie. Zewsząd napotykasz uśmiechniętych, zrelaksowanych ludzi, a mimo mrozu również (a może nawet przede wszystkim!) turystów.
Wieżowce? Gdzież te wieżowce? Panorama przedstawia się niezwykle hmm… nisko? Nawet kamienice przeważają nad niebotycznymi blokowiskami. A właśnie! Chcesz zasmakować zapierających dech w piersiach widoków tegoż urokliwego miejsca? Warto pamiętać więc o odpowiednim obuwiu (dla bardziej leniwych – możliwość wjazdu na górę kolejką ; P). A na szczycie wzgórza królującego nad słoweńską stolicą wznosi się zamek, który w XV w. został zamieniony w fortecę. I nawet nie próbuj pominąć tegoż punktu w planie swojej wycieczki! ; ) Wejście jest darmowe, a już w samym sercu bastylii można rozkoszować się chwilą przy lampce wina.
Niżej, do spaceru zachęca zadbana starówka, a w pobliżu mnóstwo małych galeryjek, klimatycznych knajpek, brak nużących sieciówek. Gdzie się nie udasz, słyszysz muzykę – niedrażniącą i nie za głośną, często klasyczną. Jesteś pasjonatem zdrowego żywienia? W centrum znajduje się targ, na którym kupisz najprawdopodobniej większość warzyw i owoców świata – wszystko w milionach odmian. Aha! Jeśli w Lublanie zabawisz troszkę dłużej, koniecznie wybierz się na przechadzkę wieczorem – miasto wciąż żyje, a nastrojowość tworzy piękne oświetlenie.
Nieodłącznie, wizytówką miasta są widziani niemal na każdym kroku studenci – większość ubrana w ciekawy, indywidualny sposób. Spotkałyśmy również wielu „Erasmusów”, co nie dziwne, bo tutaj jest ich prawie 500. W tym miejscu brawa dla Słowenii, która podobnie jak Chorwacja, oferuje „magiczne” legitymacje z obłędnymi zniżkami – na obiad, za grupą młodych ludzi, trafiłyśmy do odpowiednika naszego rijeckiego „Indeksu”. ;)
Co jeszcze? Rower, rowery, masa rowerzystów! Hmm… Myślisz, co w tym dziwnego? Otóż zewsząd dająca się we znaki zima. Mróz, na poboczach śnieg po kolana, a jednak dla mieszkańców nie ujmuje to atrakcyjności owej formy transportu (zdawałoby się nawet, że jeszcze bardziej do niej zachęca). Gdzie się nie obejrzysz – cykliści. Co więcej, większość z nich brawurowo uczestniczy w ruchu tuż obok rozpędzonych aut… Ileż to razy z przerażeniem obserwowałyśmy rowerzystów na warszawskich jezdniach (śmierć w oczach!).
Są też kwestie, które sprawiają, że Lublana faktycznie „dorasta” do określenia stolicy – mianowicie ceny. Z pewnością wpływ na to ma waluta – euro, a więc krótko mówiąc – o wyszczuplenie portfela tutaj nietrudno.
Cóż, niewątpliwie Lublana ma to „coś”, ma serce, ma klimat. Jest po prostu urocza! Jeśli nie cierpisz tłoku, marzysz o rozkoszowaniu się miastem, podziwianiu pięknej architektury, kontemplowaniu chwili i odrobinie intymności – dość wyraźnie oznacz stolicę Słowenii na swojej mapie.
~Magdalena S., Aleksandra N.