KAFANY WYPEŁNIONE DYMEM, CZYLI PIERWSZE WRAŻENIA Z SERBII

Do Nowego Sadu przyjechałam już miesiąc temu, ale niestety nie udało mi się odkryć zbyt wiele w tym czasie. Trzy tygodnie męczyłam się z wyjątkowo uciążliwym przeziębieniem, szukaniem mieszkania i papierkowymi sprawami na uczelni. Mimo to zdążyłam się już zaaklimatyzować i trochę poznać miasto, nowych ludzi, nowe smaki. Na początek podzielę się z Tobą, drogi czytelniku, kilkoma pierwszymi kontrastami, które rzucają się w oczy już po tych kilku tygodniach.

Narzekanie cechą narodową, więc na początek troszkę marudzenia:

  1. Nie jest tak tanio, jak mi się wydawało, że będzie.

Gdy przygotowywałam się do wyjazdu, wydawało mi się, że za samo stypendium Erasmusa będę tu żyła jak królowa. Wszyscy na wiadomość, że wyjeżdżam do Serbii reagowali podobnie: och, tam jest tak tanio! Oficjalnie dementuję te pogłoski! Nie jest. Ceny mieszkań są podobne do polskich, ceny produktów w sklepach w większości również. Niektóre produkty są tańsze, niektóre droższe. Mniej zapłacisz za mięso, za warzywa sezonowe, za alkohol. Więcej za produkty sprowadzane z zagranicy, szczególnie te bardziej „delikatesowe”. Za to w restauracjach rzeczywiście jest taniej. Szczególnie jeśli znajdujesz bary z domowym jedzeniem. Wtedy  za spory obiad i kawę zapłacisz około 300-400 dinarów, czyli w granicach 10-14 zł. Za piwo lub kieliszek rakiji (bałkańskiego mocnego alkoholu w typie owocowej brandy) w pubie zostawisz około 100 do 200 dinarów.

  1. Nigdy nie wiem, jak się ubrać.

Przez ostatni miesiąc pogoda w Serbii była przepiękna. Problem jednak polegał na tym, że ciepło było tylko w słońcu. Wystawiając buzię do promieni słonecznych czułam się jak w Trójmieście w miesiącach wakacyjnych, temperatura odczuwalna sięgała 30 stopni. Za to krok dalej, w cieniu, potrzebny był już sweter, a wieczorami nawet on nie wystarczał. O ile wspaniale było przedłużyć sobie wakacje, o tyle w zakłopotanie wprawiało ciągłe zakładanie i ściąganie okrycia co kilka kroków.

  1. Dajcie mi Lidla, albo chociaż Biedronkę!

Jako miłośniczka gotowania i pieczenia bardzo odczuwam tutaj niedostępność produktów, do których jestem przyzwyczajona. Bardzo trudno było mi tutaj znaleźć sklep, którym sprzedają moją ulubioną kaszę pęczak, zwykle w ofercie jest tylko jaglana i gryczana. Bardzo uciążliwy również jest brak wielu przypraw. Z podstawowych dla mojej kuchni przypraw nie udało mi się nigdzie znaleźć ziela angielskiego, kumin znalazłam dopiero w Belgradzie, a o paście curry w ogóle mogę zapomnieć aż do powrotu do Polski. Jeśli masz zamiar w Serbii coś gotować, weź ze sobą te bardziej nietypowe przyprawy!

  1. Alert! Do Serbii nie dotarły wyniki badań nad wpływem palenia papierosów na zdrowie!

Tutaj pali się niemal wszędzie. W mieszkaniach, w restauracjach, w pubach, na przystankach autobusowych. Żeby wejść do budynku uniwersytetu musisz przebić się przez tłum palaczy. Wychodząc na piwo musisz liczyć się z tym, że wszystkie ubrania trafią po powrocie do pralki, bo przesiąkną chmurą dymu, którą czasem wydaje się, że można by kroić nożem. Zastanawia mnie to, bo zupełnie nie rozumiem tej różnicy między Polską a Serbią. Może brak tutaj odpowiednich kampanii społecznych i uświadamiania szkodliwości palenia już na etapie szkoły? A może spowodowane jest to bardzo niską ceną papierosów, które kosztują jedynie 200 dinarów?

  1. Koszmar dla fanów zdrowego odżywiania, czyli mięso na śniadanie, obiad i kolację.

Przyjechałam tutaj z dwoma koleżankami. Ada jest wegetarianką, ja z powodów zdrowotnych wykluczam mięso z diety, a Luiza je w zasadzie wszystko. Luiza czuje się tutaj świetnie, ja mam problem, Ada ma naprawdę duży problem. W każdej restauracji w menu w około połowie dań głównym składnikiem jest mięso, a reszta i tak musi zawierać w sobie jakiś składnik mięsny. Na tym przykładzie widzę jeden z największych kontrastów między Serbią a Polską. Jeśli nie jesteś zainteresowany opcjami wegetariańskimi, zapewne tego nie dostrzegasz, ale w naszym kraju właściwie w każdym miejscu znajdziemy przynajmniej kilka opcji wege (chyba, że jest to miejsce skupiające się wyłącznie na mięsnych potrawach). W Polsce jest też mnóstwo wegańskich barów. Tutaj do tej pory udało mi się znaleźć tylko jeden typowo wegański bar a przypominam, że znajduję się w drugim największym mieście w Serbii! Wszędzie za to można znaleźć miejsca oferujące pizzę na kawałki, budki z kanapkami na ciepło, pljeskavicami, bary z grillowanym mięsem. Raj dla mięsożerców, koszmar dla wegetarian.

Okropne to narzekanie, prawda? Takie podejście do życia nic dobrego nie przynosi, więc na deser pozytywne zaskoczenie Serbią.

  1. Divna, divna Srbija! Piękna Serbia! Piękny Nowy Sad!

Drogi czytelniku, jeśli będziesz miał okazję jechać do Nowego Sadu, jedź! Miasto jest architektoniczną ucztą dla zmysłów. Znajdziesz tutaj wspaniały rynek, stara część miasta jest rozległa i idealna na wieczorne spacery, na każdej z uliczek jest wiele klimatycznych restauracji, barów, kafan gdzie zaspokoisz podniebienie i miło spędzisz czas. Nieco dalej znajduje się twierdza Petrovaradin położona nad Dunajem. Z jej murów można zobaczyć robiącą niemałe wrażenie panoramę miasta.

  1. Bardzo przyjaźni ludzie.

Spotkałam się z serdecznym przyjęciem w Nowym Sadzie. Ludzie są pomocni, wykładowcy życzliwi i wyrozumiali. Od każdego słyszę „uživajte!” czyli cieszcie się, bawcie!

  1. To, co studenci lubią najbardziej, czyli kafany.

Tego w Polsce nie znajdziesz. Kafany to puby, dla których charakterystyczne jest to, że wieczorami grana jest muzyka na żywo. Wspaniała atmosfera, tanie piwo, najlepsza serbska muzyka, chmury dymu papierosowego, tłumy w weekendy – do niektórych nawet nie da się wejść, ludzie stoją aż w drzwiach!

  1. Nie mam wyjścia, nauczę się serbskiego.

Jeśli studiujesz jakiś język i masz możliwość wyjechania do kraju, gdzie się go używa, nie wahaj się! W tej chwili już po miesiącu mogę stwierdzić poprawę mojego serbskiego, chociaż na razie bariera językowa jest jeszcze dość spora. Słuchanie wykładów nawet kiedy niewiele rozumiem, bo wykładowca używa języka naukowego, jest bardzo dobre. Z przyjemnością przysłuchuję się melodyjnemu akcentowi Serbów, zapamiętuję najczęściej używane konstrukcje, uczę się słówek z kontekstu. Poza tym nie mam wyjścia, w większości sytuacji muszę pokonywać barierę i mówić po serbsku!

  1. Ceny, pogoda, odkrywanie nowych, miejscowych produktów.

Trzeba przyznać, że to co wymieniłam na niekorzyść Serbii, jest też w wielu przypadkach dużym jej plusem. Tak jak wcześniej wspominałam, ceny jedzenia w restauracjach są bardzo przystępne, a wyjście na piwo w weekend nie stanowi poważnego naruszenia budżetu. Nieporównywalnie taniej niż na Monciaku w Sopocie!

Bardzo przyjemne jest też próbowanie niedostępnych w Polsce produktów, takich jak na przykład słone paluszki nadziewane masłem orzechowym, ale temat jedzenia zasługuje na osobny post.

Jestem również pewna, że to, co dla mnie jest minusem bez dobrych stron, czyli możliwość palenia wszędzie i wszechobecność dań mięsnych byłoby dla wielu osób dużym plusem.

~Małgorzata B.